Autor |
Wiadomość |
Rudzielec
Młody Pisarz
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z różowego flakonika Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:09, 01 Kwi 2009 Temat postu: Animozja |
|
No dobra... Trzeba rozkręcić tę zabawę, więc pozwolę sobie pójść na pierwszy ogień.
Miniaturka pisana z perspektywy Mike'a.
Beta - A.Rose
Dnia 29 września 2008 roku miała miejsce katastrofa lotnicza, w której zginęło prawie sto pięćdziesiąt osób. Samolot lecący z Seattle do Paryża spadł z niewyjaśnionych przyczyn do oceanu. Wszyscy, łącznie z pilotem i resztą załogi, ponieśli tragiczną śmierć. Odnaleziono prawie wszystkie ciała. Wyjątek stanowią państwo Isabella i Edward Cullen, których poszukiwania wciąż trwają. Pragniemy wyrazić kondolencje i połączyć się w cierpieniu z rodzinami zmarłych.
Pozornie była to zwyczajna, jak na Forks, pogoda. Deszcz bębnił w okna, wiatr smagał skórę, przyprawiając o dreszcze i ta mgła, spowijająca wszystko dookoła. Jednak to było tylko dopełnieniem smutnego obrazka. Patrzyłem z pewnej odległości na symboliczny nagrobek. Czułem, że nie powinienem przeszkadzać w takiej chwili. Ta rodzina potrzebowała prywatności, a cała sprawa i tak była na ustach połowy miasta.
Charlie i Renee pochylali się nad marmurową płytą i składali pod nią kwiaty. Kobieta zarzuciła wątłe ramiona na barki byłego męża, zanosząc się głośnym szlochem. On stał niewzruszony. Właściwie, wyglądał jakby ulotniło się z niego całe życie. Taki słup, na którym mogła się oprzeć, żeby uchronić się przed upadkiem na rozmokniętą ziemię. Powłóczystym krokiem kierowali się w stronę wyjścia z cmentarza. Chyba nie mogli znieść już widoku tego, co zostało z ich dziecka.
Bałem się. Nie ufałem sam sobie, ale jednak zdecydowałem się. Podszedłem powoli. Każdy krok bolał coraz bardziej. Stanąłem oko w oko z napisem. „Bella i Edward Cullen – na zawsze.” Te litery były ostatecznym dowodem na to, że nawet rodzice dziewczyny pogodzili się z jej śmiercią. Szukali ich od wielu dni. Już nikt nie wierzył w to, że kiedykolwiek odnajdą ich ciała. Gdzie się podziała nadzieja? Wciąż nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że Belli już nie ma.
Kochałem ją? Miłość to za duże słowo, ale bez wątpienia była dla mnie ważna. Coś niezidentyfikowanego pojawiało się w moim gardle, gdy próbowałem wymówić jej nowe nazwisko – Cullen. Dlaczego on?! Gdyby była ze mną, nie zdarzyłoby się nic takiego! Czy mogłem jakoś temu zapobiec? Czy mogłem bardziej się o nią starać? Czy ona kiedykolwiek pomyślała o mnie jak o potencjalnym chłopaku? Miałem ochotę walnąć głową w marmurową płytę. Ona mnie nie chciała! Nigdy! Zawsze kochała tylko jego! Kiedy na siebie patrzyli można było wyczuć ciepło bijące spomiędzy ich ciał. I te iskierki w oczach… Dlaczego nigdy nie spojrzała tak na mnie?! Byłem dla niej za słaby? No tak, taka dziewczyna potrzebowała boskiego Cullena, do którego wzdychało pół szkoły. Nie zadowoliłaby się skromnym, zwyczajnym chłopakiem. Uwielbiała być w centrum uwagi, a Edward mógł jej to zapewnić.
Usłyszałem kroki i szepty. Szybko czmychnąłem do miejsca, z którego wcześniej obserwowałem rodziców Belli. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie widział. Zobaczyłem pięć postaci zbliżających się w kierunku nagrobka. Angela i Ben nieśli po bukiecie białych róż. Oni byli najbliżej z Bellą. Może nawet byli przyjaciółmi…? Dlaczego nigdy wcześniej się tym nie zainteresowałem? Eric i Taylor… Czy czuli się tak jak ja? Też zawsze starali się o jej względy. Z tyłu szły dwie dziewczyny – Jessica i Lauren… Odruchowo zacisnąłem dłonie w pięści. Pieprzone hipokrytki! Obydwie jej nienawidziły! Po co przylazły?! No… Chyba, że chciały popatrzeć na to, co zostało z ich obiektu westchnień – przecudownego, idealnego Edwarda. Mdliło mnie na samą myśl o tym lalusiu.
Nie zostali długo. Złożyli kwiaty, pomilczeli chwilę, po czym odeszli. Po kilku minutach, kiedy upewniłem się, że nie będą w stanie mnie zobaczyć, wróciłem na swoje miejsce.
Złość powoli ustępowała miejsca żalowi i… O zgrozo… Czy to możliwe? Tak… Wyrzutom sumienia. Może, ja po prostu nie doceniałem Belli? Może, nie widziałem w niej tego, co ten idiota? Może, ona potrzebowała więcej uwagi? Czy ja przeszkadzałem jej od początku? Zawsze chciała jego, a ja wpychałem się usilnie między tę piękną parkę. Nieustannie zawracałem jej głowę. Nawet w pracy nie miała spokoju. Moja matka często pytała o to, czy coś mnie łączy z tą dziewczyną. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć, że tak… Niestety, nigdy nie dostąpiłem tego zaszczytu.
Chyba powinienem cieszyć się ich szczęściem… Ale nie potrafiłem. Ilekroć spoglądałem w jej stronę tak bardzo chciałem dotknąć tych delikatnych dłoni, wpleść palce w gęste, ciemne włosy, pocałować malinowe usta, wywołać rumieniec na bladych policzkach… Tak jak robił to ten pieprzony Cullen! Ale ona nigdy mi na to nie pozwoliła. Nie. Nie ona. Nie Bella. Zawsze dobra, delikatna… Zawsze wierna swojemu Edwardowi.
Z czasem znalazłem sobie pocieszenie w postaci Jessici. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, ot co. Czy to był sygnał dla Swan? Myślała, że sobie odpuściłem? Że jej nie chcę? Że wolę Jessicę? Były swoimi przeciwieństwami. Czy mogła pomyśleć, że wybrałbym tę wywłokę zamiast czystego dobra?! Zawsze życzyła nam jak najlepiej. Dlaczego?
Stawiałem sobie miliony pytań, na które już nigdy nie miałem uzyskać odpowiedzi. Czy zrobiłem coś, czego ona nie chciałaby? Czy usłyszała ode mnie wystarczająco dużo miłych słów, aby pojąć, ile dla mnie znaczyła? Czy czuła się w moim towarzystwie dobrze? Czy wybaczyła mi moje nachalne zachowanie? Czy przyjęłaby moje przeprosiny?
Poczułem ciepłą, słoną łzę spływającą po moim policzku. Wyciągnąłem z kieszeni kawałek kartki i długopis. Zawahałem się, nie wiedząc, po co to właściwie robię… Nie mogłem zastanawiać się zbyt długo, nawet nie zauważyłem, kiedy moja ręka sama popłynęła.
Człowiek nie jest nigdy tak piękny, jak wtedy, gdy prosi o przebaczenie, czy kiedy sam przebacza.*
Spojrzałem na swoje koślawe pismo z niesmakiem. Nie mogłem zrobić nic więcej. Już nigdy nie dostąpię zaszczytu rozmowy z Bellą. Pewnie tam, gdzie się znalazła, jest lepiej, ale nie mogłem być tego pewien. Ile można żyć nadzieją?
Złożyłem kartkę najstaranniej jak potrafiłem. Wbiłem palce w mokrą ziemię, czując jej grudki pod paznokciami. Wybrałem kilka garści, włożyłem do dziury prowizoryczny list i zakopałem. To był ostateczny krok do pogodzenia się z zaistniałą sytuacją. Nie mogłem cofnąć czasu. Musiałem przejść nad tym do porządku dziennego. Kiedy zapomnę o Belli Swan? Nigdy… Ale marzyłem o tym, żeby wyrzucić z głowy Bellę Cullen.
Wstałem otrzepując ręce i spodnie z ziemi. Straciłem poczucie czasu. Nawet nie zauważyłem, kiedy zrobiło się ciemno.
- Żegnaj… - szepnąłem.
Odwróciłem się i ruszyłem ścieżką w stronę cmentarnej bramy. Z zadumy wyrwał mnie dziwny odgłos. Jakby ktoś rył napis w kamieniu. Włosy zjeżyły mi się na karku, ale musiałem wiedzieć. Wróciłem do nagrobka, żeby przyjrzeć mu się dokładnie. Przerażenie wbiło mnie w ziemię i odebrało zdolność ruchu. Wpatrywałem się jak opętany w napis. To niemożliwe…
Bella i Edward Cullen – na zawsze RAZEM…
* Jean Paul
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rudzielec dnia Pią 11:09, 10 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aryaa
Nowy
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:48, 02 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Ok, na samym początku muszę wyrazić swoją głęboką gorycz i niezadowolenie, bo przy pisaniu tego posta WYŁĄCZYLI mi prąd i muszę zaczynać wszytko od początku.
Duchy? A może Edward- wampir, słysząc myśli Mike'a, postanowił sobie z niego zakpić? W głowie krąży mi co najmniej kilka różnych rozwiązań. To frustrujące.
Nie wiem dlaczego, ale czytając Twoją miniaturkę miałam wrażenie, że czytam o kimś innym. Myśli, jakie chodzą po głowie Mike'owi, jakoś mi do niego nie pasują. Ale może jest to skutek mojego pierwotnego wyobrażenia jego postaci.
Ogólnie bardzo ładnie napisane. Wczułam się w zaistniałą sytuację. Mimo, iż niemal cały tekst mówi o przeżyciach wewnętrznych Mike'a, to nie jest on nudny, wręcz przeciwnie, ani razu się nie powtórzyłaś.
Wiem, wiem. Słodzę, ale ta miniaturka jest godna uwagi.
Ach, Ps. Nie wiem dlaczego, ale mam mieszane uczucia, co do wklejania cudzych cytatów w ff. Zwłaszcza myśli świetnych filozofów i pisarzy. Mam wrażenie, że przez to autor na siłę chce dodać swojemu dziełu "głębi".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Susz
Administrator
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:58, 02 Kwi 2009 Temat postu: |
|
No dobra. Ty wiesz, że ja to kocham. (Ba, ja się wzruszyłam, jak to czytałam! Może i bezłzasto /jakie słowotwórstwo/ ale jednak...) Meyer bezczelnie spłyciła Mike'a, zrobiła z niego machającego ogonem golden retrivera, który właściwie jest tylko przykładem popularności Niezdarnej Belci, no i służy jeszcze do zapychania rozdziałów akapitami opowiadającymi o tym, jaki to Mike jest denerwujący oraz ile mu brakuje do Edka. W sumie człowiek po czymś takim zapomina, że Newton też ma uczucia, marzenia i pragnienia... A Ty to wszystkie pięknie ujęłaś. Cóż, zacytuję tylko swoją wypowiedź z TS, bo po pierwsze nie chce pisać tego samego po raz drugi, ale w inny sposób, a po drugie byłam wtedy świeżo po lekturce i wszystko mi lepiej wyszło ;P
Cytat: | Cóż, jestem bardzo, bardzo zadowolona, że wreszcie ktoś przedstawił Newtona od tej bardziej ludzkiej strony. Że ktoś wreszcie pokazał, że ten nachalny, natrętny "golden retriver", jak go bezczelne nazwała Szmeyer, ma uczucia. I bynajmniej nie tylko te negatywne, jak zazdrość czy złość. Szczerze mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się tak głęboko, jak Ty w tej miniaturce, nad jego uczuciami względem Belli. Być może ze względu na brak czasu, a być może dlatego, że wolałam po prostu o tym nie myśleć. Wolałam żyć w przekonaniu, że po prostu pokochał Jessikę, bo... tak jest łatwiej. |
A teraz wstawiaj więcej takich perełek! No.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wela
Pisarz
Dołączył: 05 Kwi 2009
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:54, 09 Maj 2009 Temat postu: |
|
Nawet nie wiesz ile czasu zabierałam się do przeczytania twojej miniaturki! Nie wiem dlaczego nie potrafiłam tego przeczytać - albo z bojaźni (nie pytaj dlaczego, bo nie jestem w stanie wyjaśnić) albo z lenistwa, co jest także bardzo prawdopodobne.
W miniaturkach jakoś nigdy się nie zaczytywałam, ale chyba zacznę, bo twoja działa na korzyść ogółu miniaturek. Zawarłaś w niej wszystko, co być powinno. Z niczym nie przesadziłaś. Dodatkowo wybrałaś sobie trudny temat - próbowałaś udowodnić, że Mike Newton nie jest płaskim gadem, a człowiekiem mającym wyższe uczucia. Cóż, twoje próby nie poszły na marne, bo twierdzę, iż zadaniu podołałaś.
Lubię twój styl, bo jest taki specyficzny, zawierający wiele szczególików, które cudownie upiększasz, ale nie robisz tandety. Może nie widać go dobrze w tej miniaturce, bo ogólnie jest to krótki twór literacki, ale nie zjeżdżajmy z tematu.
Ogólnie mówiąc podoba mi się opisany przez Ciebie Mike. Mam nadzieję, że kiedyś najdzie cię wen, który stwierdzi, że masz napisać o Jessice Stanley, zakochanej po uszy w Edwardzie. Może uda ci się pokazać w niej resztki godności? Cóż, z twoim rozumem i tokiem myślowym wszystko możliwe.
p, wela
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|