Autor |
Wiadomość |
Corny
Młody Pisarz
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: od Badwarda Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:34, 04 Kwi 2009 Temat postu: Królowa |
|
Miniaturka, którą przeredagowałam ze swojego starego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba. Tyle, że jest to fandom serialu Roswell xD Liz nie jest z Maxem, są dobrymi przyjaciółmi. W każdym razie w tej miniaturce oni nie są kosmitami. Poza tym zdziwi was, ale już wtedy uwielbiałam wampiry i właśnie o tym jest to coś xD
beta: madam butterfly
Dzień chylił się ku końcowi. Siedziała w swoim bujanym fotelu, w dłoniach trzymając pamiętnik, który znał najskrytsze tajemnice jej duszy. Zastanawiała się nad swoim życiem. Można było powiedzieć, że ma wszystko, o czym marzyła. Dom, kochających rodziców, pracę, dobre wyniki w nauce i wspaniałych przyjaciół. Jednak gdzieś w głębi siebie czuła, że to jeszcze nie jest całkowite spełnienie, że jest coś, co jej umknęło.
„Jestem Liz Parker. Samotnica wśród przyjaciół.” – zaczęła notować, uśmiechając się przy tym smutno. Nostalgia nawiedzała ją coraz częściej, pogrążając w dość filozoficznych rozmyślaniach.
Zgarnęła długie, ciemne włosy w kucyk i podeszła do balustrady balkonu. Spojrzała na pogrążoną w ciszy ulicę. Gdzieniegdzie ciemność rozświetlały wysokie lampy, a księżyc nieśmiało wynurzał się zza chmur.
Westchnęła głośno i odwróciła się, stając twarzą w twarz z zakapturzoną postacią. W pierwszej chwili nie wiedziała, co robić. Stała jak zamurowana, nie mogąc zrobić ani jednego kroku. Po kilku sekundach, które dłużyły się w nieskończoność, rzuciła się w stronę balustrady, chcąc jak najszybciej uciec przed nieznajomym. Ten jednak zaśmiał się cicho i zastąpił jej drogę, kiwając palcem.
- Nie jestem tu po to, by cię skrzywdzić. – Powiedział mocnym barytonem, ściągając kaptur. Jej oczom ukazała się niewiarygodnie piękna twarz o mocnych rysach. Jego spojrzenie miało w sobie coś dzikiego i delikatnego zarazem, a ciemne loki lśniły w świetle księżyca. Przez jego policzek przechodziła długa szrama. Obserwowała go z zainteresowaniem i lekkim przestrachem, uświadamiając sobie, że gdzieś w głębi serca czuła, jakby znała go od wieków.
- Kim jesteś? – spytała, odsuwając się na bezpieczną odległość. Niesforne kosmyki wyswobodziły się z kucyka, okalając jej twarz.
- Nazywam się Millan. Przybyłem tu, aby cię odnaleźć. Jesteś mi potrzebna.
Jego głos ledwo dochodził do jej świadomości. Spoglądała na niego zdezorientowana i zdziwiona. Nie miała pojęcia, co się dzieje, ale intrygował ją ów nieznajomy przybysz.
- Potrzebna? – wyszeptała, nie rozumiejąc nic z tego, co powiedział.
Uśmiechnął się lekko i podszedł do niej na tyle blisko, że czuła ciepło jego ciała.
- Jesteś siódmym wcieleniem mojej królowej. Powinienem dodać, najważniejszym wcieleniem. – Położył swoją dużą dłoń na jej policzku. – Jesteś królową Vhenną. Przywódczynią wampirów – dodał, obserwując jej reakcję.
- Nie bądź śmieszny. – Strąciła jego dłoń i skierowała się w stronę wejścia do swojego pokoju. – Zostaw mnie. I nigdy tu nie wracaj.
Gdy rzuciła ostatnie spojrzenie w jego stronę, zdziwiło ją to, że oddał jej pokłon.
***
Śniło jej się ogromne zamczysko, pełne niezwykłych istot. Pięknych i niebezpiecznych, smutnych i szczęśliwych. W ich dłoniach znajdowały się kielichy po brzegi wypełnione krwią. Rzucała się na łóżku, próbując odegnać koszmar. Zauważyła, że zebrani skierowali wzrok na nią, obnażając kły. Skuliła się na tronie. Gdy stado wampirów rzuciło się w jej stronę, obudziła się z krzykiem, czując jak jej ciało pokrywa pot.
- Wszystko będzie dobrze. – Głos dochodził z kąta, w którym stało krzesło. Rozpoznała go.
- Opowiedz mi wszystko – poprosiła cicho, wskazując mu miejsce obok siebie. Powoli, by jej nie przestraszyć, zbliżył się do łóżka.
- Jesteś tego pewna?
- Oczywiście! – burknęła, nakrywając się kołdrą po samą szyję. Patrzyła na niego zafrasowana całą sytuacją.
- Byłaś dobrą królową – zaczął, wpatrując się miejsce ponad jej głową. Wyglądało na to, że powrócił do czasów, o których mówił. Wyraz jego twarzy pokazywał dziewczynie wszystko. To była prawda. – Kochali Cię wszyscy, wampiry i śmiertelnicy. Zjednałaś ich sobie nie tylko dobrocią, ale i dyscypliną.
- Więc co się stało? – jej ciekawość nie miała końca. Powoli zaczęła wierzyć w tą historię. Czemu? Sama nie była tego pewna. Coś jej podpowiadało, że Millan nie mógł kłamać. Samo to, jak opowiadał o tamtych czasach, skłaniało ją do tego, by wierzyć.
Przez chwilę milczał. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.
- Poległaś w bitwie. – Smutek w jego głosie przyprawił ją o dreszcze. W jednym spojrzeniu, jakie jej rzucił, zawarł wszystkie uczucia, które nim targały – smutek, żal, złość, bezsilność.
- Jak do tego doszło?
Westchnął głośno.
- Prowadziliśmy wojnę z ludem zwanym Grinak. Owładnęły nimi złe moce. Pokonałaś ich przywódcę, tracąc przy tym życie. Zanim jednak wyzionęłaś ducha, wymówiłaś słowa przepowiedni, że w innym świecie twoje siódme wcielenie będzie mogło zmienić bieg historii. Może nawet sprawić, że nie zginiesz z rąk Grinaków… - W jego oczach zaszkliły się łzy.
- Było coś jeszcze, prawda? – spytała cicho, uważnie obserwując jego twarz.
- Tak. Kochałem cię, jednak nie potrafiłem cię uratować… – Czuła jego ból. Zrobiło jej się przykro. Chciała go jakoś pocieszyć, więc przytuliła się do jego silnych ramion, delikatnie gładząc ciemne loki.
- Więc jest coś, co możemy zrobić? – spytała.
Kiwnął głową.
***
Zbliżali się do skałek. Millan rzucił krótkie spojrzenie na jej rozwichrzone włosy, uświadamiając sobie, że to jest Vhenna, jego królowa. Wcześniej nie potrafił w to uwierzyć.
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jak Liz przeklina przy kolejnych potknięciach.
Gdy dotarli na miejsce, skały były już rozstąpione.
Millan zatrzymał się, czując, że coś jest nie tak. W powietrzu unosił się dziwny zapach.
- Co się stało? – szepnęła cicho, rozglądając się na wszystkie strony.
- Oni już tu są. – Wypowiedziane przez niego słowa trafiały ją niczym bicze. Oni. Więc nie udało się. Poczuła obezwładniający strach. Bała się o swoich bliskich, o przyjaciół. Nie wiedziała do czego są zdolni, jednak podejrzewała, że posuną się do wszystkiego, byleby zdobyć to, na czym im zależy.
Zaczęła biec. Chciała jak najszybciej dotrzeć do Roswell, by bronić tych, których kochała. Nie czuła zmęczenia. Nim się obejrzała, stała przed Crashdown. Jednym ruchem otworzyła drzwi i pędem rzuciła się w stronę swojego pokoju. Na biurku znajdował się liścik.
„Znowu zginiesz, a wraz z Tobą wszyscy, których kochasz.”
- Wiem, gdzie możemy ich znaleźć. – W drzwiach stał Millan, poganiając ją do wyjścia.
***
Pustynia była opustoszała. Kilka skałek przysłaniało widok. Liz wychyliła się zza nich i zauważyła zgraję ni to ludzi ni wilków. Poczuła obrzydzenie.
- Oni są straszni – szepnęła do Millana, powstrzymując się przed zwymiotowaniem. Ich sylwetki majaczyły w oddali.
- Wiem. – Tylko jedno, krótkie słowo padło z jego ust. Gdy chciała coś odpowiedzieć, ich uszu doszły głośne okrzyki.
- Zbliżają się!
Kiwnął głową.
- Już czas. – Spojrzała na niego z przestrachem. – Jesteś gotowa?
Westchnęła głośno kilka razy, nabierając głębszych oddechów.
- Tak.
Podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w usta.
Głosy były coraz bliżej. Złapała Millana za rękę i wyszła zza skał, stając twarzą w twarz z hordą dzikich istot.
Nie wiedziała co ma robić. Stwory biegły na nich. Millan wyciągnął broń i zaczął do nich strzelać.
- Co mam robić? – szeptała do siebie Liz, patrząc na zbliżających się wrogów. Bała się, że zginą tutaj i nie powstrzymają Grinaków.
- Pomóż mi…
Po chwili poczuła, jak z jej rąk wychodzą płomienie. Kiwnęła głową na Millana, by się odsunął i sama stanęła naprzeciwko wrogów. Zatrzymali się i patrzyli na nią zdezorientowani. Całe jej ciało było jedną, wielką pochodnią. Ogień zaczął dosięgać nieprzyjaciół, pozostawiając po nich tylko proch. Gdy ostatni Grinak został pokonany, Liz osunęła się na ziemię, tracąc przytomność.
***
Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i stwierdziła, że jest w szpitalu. Co się stało?, myślała. Zastanawiała się czy to wszystko było tylko snem. Na stoliku leżały bukiety kwiatów – róże, tulipany i stokrotki, a z oddali dochodziły dźwięki muzyki.
Nie, to nie może być prawda, wmawiała sobie. To wszystko musiało się wydarzyć. Usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi.
Maria i Max usiedli obok niej, uśmiechając się lekko.
- Co mi się stało? Gdzie jest Millan? – pytała, spoglądając na przyjaciół.
- Jaki Millan? – zdziwili się.
- Co się stało?
- Miałaś wypadek samochodowy. Jakiś kretyn cię potrącił… Dwa tygodnie byłaś w śpiączce. Na szczęście, obudziłaś się. – Maria była szczęśliwa z obecnego stanu przyjaciółki.
- Możecie mnie zostawić na chwilę samą? – poprosiła. Kiwnęli głowami i cicho opuścili pokój.
Liz przypomniała sobie Millana. Czy on naprawdę był tylko złudzeniem? Tak realnym? Poczuła jak po policzku spłynęła jej łza, rozbijając się cicho na dłoni. Zamknęła oczy, przypominając sobie wszystkie chwile, które z nim spędziła. Smutek i żal po jego stracie były nad wyraz mocne. Usłyszała ciche chrząknięcie.
Stał przed nią i uśmiechał się lekko. Wstała i złapała go za wyciągniętą dłoń. W połowie drogi zatrzymała się, by napisać list dla przyjaciół.
„Jestem bezpieczna, w swoim świecie. Nie szukajcie mnie. Liz”
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Corny dnia Sob 18:35, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
madam butterfly
Nowy
Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: somewhere over the rainbow Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:23, 04 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Czekaj. Najpierw muszę się schować w szafie z zapasem jedzenia na pół roku i zaryglować drzwi, żebyś nie mogła mnie dorwać.
No.
Teraz mogę się już przyznać, że nie oglądam przecudownego Roswella, bo mnie mierzi ^^
A skoro już to wiesz, to mogę przejść do oceny miniaturki, mimo, że chyba nie będzie obiektywna. Biorąc pod uwagę wcześniej wspomniany fakt, nie wiem, co jest możliwe, a co nie, więc zakładam z góry, że wszystko może się wydarzyć.
Trochę lecisz z akcją, rozumiem jednak, że to w końcu miniaturka. Ale spokojnie mogłabyś z tego zrobić całe opowiadanie, szczegółowo rozwinąć ten wątek. Bo trochę mnie dźga to, że przeskoczyłaś o tyle w czasie i nagle Liz kocha Millana tak mocno, że jest gotowa odejść od przyjaciół.
Więcej zastrzeżeń nie mam, a przynajmniej już o nich nie pamiętam.
Będę Ci w kółko powtarzać, że masz świetny styl i talent. Bo masz. A jeśli pojawiły się jakieś błędy interpunkcyjne, stylistyczne, ortograficzne czy inne -iczne, to składam to na własny karb niedorobionej bety
W każdym bądź razie podobało mi się mimo tej galopującej akcji. Amen.
Ave, M.B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Olcia
Nowy
Dołączył: 04 Kwi 2009
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:32, 07 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Kiedyś oglądałam, a nawet czytałam chyba kilka części książek.
Opowiadanie samo w sobie niezłe, ładnie jest napisane, ale jak dla mnie za szybko.
Niekiedy w miniaturkach tak trzeba, żeby wszystko przyspieszać tu mi to trochę nie pasowało. Zwłaszcza ten opis walki. Za krótki, wszystko za szybko. Brak opisu sytuacji spowodował, że nie odczułam niczego specjalnego. A gdybyś trochę bardziej opisała emocje i uczucia, które towarzyszyły Liz, kiedy zorientowała się, że ma moc, dzięki której może pokonać wroga byłoby z pewnością jeszcze lepiej. Bo takie nagłe odczucie, wszystko popsuło.
I jedno z moich zboczeń, nie lubię kiedy jest narracja w 3 os. Czasem denerwowało, choć nie było aż tak bardzo dręczące. Skoro tak ci łatwiej to rozumiem, ale nie preferuje.
Z miłą chęcią poczytałabym więcej.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam
O.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|