Autor |
Wiadomość |
Corny
Młody Pisarz
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: od Badwarda Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:51, 02 Kwi 2009 Temat postu: Ponad życiem |
|
Pisałam to jakoś we wrześniu. Podejrzewam, że pupa blada z tego jest, ale miło znać opinie )
Drżyjcie niebiosa - wypocin leci
Prolog
Mówi się, że samotność jest przygnębiająca, frustrująca a wręcz ściągająca w dół, w nieznane czeluści jakiegoś innego świata, gdzie tak naprawdę nie ma nic poza pustką.
Ale teraz chciałam zanurzyć się w jej odmęty, głęboko i bezboleśnie, poczuć jej silne ręce na moich barkach, wiedzieć, że już nikt mnie nie skrzywdzi. Usilnie wierzyłam, że jeszcze mam szansę obrony przed złem czającym się w tym miasteczku.
Kochałam, byłam kochana i … Tak naprawdę nic więcej nie potrzebowałam. Już teraz mogłam zginąć i nawet nie poczułabym żalu. Nie poczułabym nic oprócz ulgi. Ale i ona nie chciała przyjść.
1. W drodze
Wszystko miałam poukładane. Całe życie. Od pierwszego kroczku do dzisiaj. Myślałam, że organizacja jest pomocna, wręcz niezbędna przy realizowaniu własnych celów. Dopiero teraz stwierdzam, że to tylko mrzonki. Lepiej nie mieć planów, robić wszystko spontanicznie, bez ograniczeń. Moment rozczarowania jest wtedy mniej bolesny.
Przekonałam się o tym nie raz i nie zniosłabym kolejnego. Tak, więc spakowałam walizki, oczywiście spontanicznie, i zdecydowałam się zmienić swoje życie na lepsze.
Od urodzenia mieszkałam w Polsce, małej miejscowości zwanej Wolin. Tutaj się uczyłam, miałam przyjaciół i rodzinę. Wszystko w tym miasteczku miało swoją magię. Może to przez to, że widzę je oczami stałego bywalca, nie turysty. Znam ścieżki, o których nikt nie wie i to jest moja osobista magia, pewna tajemnica, która łączy mnie z tym miejscem. Jednak zawsze ciągnęło mnie dalej, w nieznane a jednak nurtujące. Myśl o podróży, gdzieś gdzie marzyłam, aby się znaleźć była wpisana w mój całodzienny grafik.
Wiedziałam, że trudno będzie mi opuścić rodzinne miasto. Dlatego w przeddzień wyjazdu wybrałam się na spacer po ulubionych miejscach. Był maj. Drzewa zakwitały, w powietrzu unosił się zapach magnolii i wiosny. Czułam jak wszystko na nowo odżywa, tak jak ja.
Mijałam sklepy, apteki i znanych mi ludzi, zastanawiając się nad tym, co będzie dalej, gdzie pójść, zacząć od nowa. Jednak w momencie, gdy weszłam na ścieżkę prowadzącą do lasu, wszystkie myśli odpłynęły w dal. Liczyło się piękno i cisza. To miejsce zawsze mnie uspokajało. Wysokie drzewa, przez które przedzierało się słońce, wydawały się być kolosalnych rozmiarów. Patrzyłam na nie wręcz z uwielbieniem. Nie doszłam do połowy lasu, gdy zadzwonił telefon.
- Tak mamo – powiedziałam dalej wpatrując się w ścieżkę.
- Dzwoniła Catherine. Mówiła, żebyś jak najszybciej przyjeżdżała. Znalazła Ci pracę – głos matki był wyraźnie zmartwiony. Myślałam, że to przez mój wyjazd. Nigdy nie chciała mnie opuszczać, nawet na krótki okres. Była w stosunku do mnie bardzo opiekuńcza. Czasami było to wręcz przyjemne, czasami denerwujące. Nie miałam jej tego za złe. W końcu miała tylko mnie.
- Dobrze, niedługo wracam – rozłączyłam się i zaczęłam wracać do domu. W myślach wyobrażałam sobie jak to będzie. Anglia, Londyn, czy uda mi się tam zaaklimatyzować? Czy dam sobie radę w zupełnie obcym świecie? Wierzyłam, że tak. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Ciotka Catherine, nie pamiętałam nawet jak dokładnie wygląda. Minęło tyle czasu. Zdawałam sobie sprawę, że jest zdziwiona moim przyjazdem.
Nie chciałam jednak zaprzątać sobie tym teraz głowy. Szybko wróciłam do domu. Widok magnolii i wyczekującej w oknie matki przypomniał mi chwilę dzieciństwa.
-Mamo, jestem. – powiedziałam zamykając solidne, dębowe drzwi – Chyba muszę się spakować.
- Tak, wiem kochanie. Ale czy jesteś tego pewna? – spytała. Zauważyłam strach w jej niebieskich oczach.
- Oczywiście. Pół roku to nie tak długo. Wrócę zanim się obejrzysz – uśmiechnęłam się by dodać jej odwagi. Nie chciała zostać sama. Rzuciłam jej przelotne spojrzenie. Nadal stała na środku pokoju jedną ręką podpierając bok zaś drugą pocierając czoło. Wyglądała na zmartwioną i smutną.
- Mamo, proszę cię. Nie dramatyzuj.
- Przecież tego nie robię. Po prostu się o ciebie martwię. Jesteś jeszcze taka młoda…
- Potrafię o siebie zadbać. Może zapomniałaś, ale 19 lat to poważny wiek.
Miałam nadzieję, że w końcu odpuści, da sobie spokój i przebrnie przez to wszystko bez żadnej rysy.
Zostawiłam ją i skierowałam się do swojego pokoju. Panował tu chaos. Żółta tapeta była miejscami przybrudzona, parapet zagracały puste szklanki i książki, jednak tutaj czułam się wolna. Wolna od wszystkiego. Tutaj mogłam robić, co tylko zechcę.
Powoli zaczęłam pakować przygotowane już rzeczy. Walizka w tempie ekspresowym zapełniła się ciuchami, książkami, płytami a także szczoteczką do zębów, pastą i kosmetyczką. W oka mgnieniu byłam gotowa na przygodę swojego życia.
***
Czekała mnie długa podróż. Najpierw parę godzin samochodem do Niemiec, dopiero stamtąd przesiadka do samolotu – i Londyn, witaj. Mama nie chciała odpuścić i stwierdziła, że zawiezie mnie na lotnisko. Nie mogłam jej odmówić. Wsiadłyśmy, więc do naszego jeepa i ruszyłyśmy. Byłam zbyt zmęczona po nieprzespanej nocy by z nią rozmawiać. Oparłam, więc głowę o szybę i przez chwilę spoglądałam na mijane obrazy. Nie było mi smutno, że wyjeżdżam. Wiedziałam, że niedługo tu powrócę i najprawdopodobniej już zostanę.
Krajobraz zmieniał się z prędkością światła. Nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam. Śniły mi się rozległe łąki usłane kwiatami. Czułam ich zapach, dotykałam, ale podświadomie wiedziałam, że nie są realne. Niebo było bezchmurne. Nagle ciszę przerwał pojedynczy grzmot. Usłyszałam, że ktoś za mną stoi. Gdy się odwróciłam stałam twarzą w twarz z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. Wyglądał jak atleta, wysoki i umięśniony, o ciemnych włosach i brązowych, świdrujących mnie oczach. Stałam jak zahipnotyzowana. Podejrzewam, że nawet gdybym chciała ruszyć choćby palcem, nic by z tego nie wyszło. Tępo wpatrywałam się w te niezwykłe oczy. Po chwili zrozumiałam, czemu były jakby nie z tego świata. Była w nich pustka, bezdenna pustka, która zaczęła mnie powoli ogarniać, spychać w niewytłumaczalną ciemność.
Obudziłam się z krzykiem. Przez dłuższą chwilę starałam się pozbierać myśli.
- Nic ci nie jest skarbie? – spytała mama
- Tak, tak. To tylko sen. – odparłam szybko. Uniosła brew, jakby mi nie wierzyła.
- Już dojeżdżamy. – Z daleka widziałam lotnisko. Było ogromne. Tłum ludzi to wchodził do środka, to wynurzał się na powietrze.
Mój samolot odlatywał dokładnie za 20 minut. Szybko wyciągnęłam walizki z bagażnika i spojrzałam na mamę. Już widziałam łzy w jej oczach.
- Mamo, ja nie umieram – stwierdziłam sucho. Przytuliłam się do niej szybko.
- Pilnuj się. Będę tęsknić – machała do mnie, póki nie zgubiłam się w tłumie ludzi. Nareszcie wolna.
***
Nienawidziłam latać. Już. Szczególnym wstrętem, oczywiście oprócz mojego lęku wysokości, napawały mnie stewardessy chodzące w przydużych bluzach i z wymuszonymi uśmiechami na twarzy. Ten widok zdecydowanie mi nie odpowiadał. Gdyby nie to, że zabrałam ze sobą pasjonującą książkę, zapewne zginęłabym w tej lotniczej dżungli. Z podręcznej torebki wyciągnęłam „Tatianę i Aleksandra” i zagłębiłam się w lekturze. Byłam nią tak pochłonięta, że ledwo usłyszałam stewardessę.
- Proszę zapiąć pasy. Przygotowujemy się do lądowania.
Szybko wyjęłam lusterko i spojrzałam na siebie krytycznym wzrokiem. Jasne loki delikatnie opadały na ramiona, oczy nie były podkrążone, więc wyglądałam przyzwoicie. Zawsze jednak dziwiłam się kolorowi oczu. Miały barwę jasnego nieba, skąpanego promieniami słońca. I podobały mi się. Nie byłam chodzącą pięknością, ale nie mogłam uznać siebie za brzydką. Nie wysoka, bo jakieś 168 cm, dosyć szczupła, z wyraźnymi oczami i delikatnymi rysami twarzy. W szkole miałam powodzenia, jednak nie zaprzątałam sobie tym głowy. Nie zależało mi na popularności i chłopakach. Żyłam w swoim, małym świecie, w którym było mi zdecydowanie wspaniale.
Samolot wylądował. Jeśli uważałam, że lotnisko w Niemczech było ogromne, to się myliłam. Londyńskie było zdecydowanie większe i bardziej oblegane. Próbowałam przecisnąć się między ludźmi i szybko wyjść na ulicę. Przeliczyłam się. Tłum był zbyt duży i ściśnięty w sobie, abym mogła bez przeszkód w kilka chwil przez niego przebrnąć. Stałam, więc spokojnie i czekałam aż ludzie zaczną się rozchodzić w swoje strony. Po chwili mogłam już bez przeszkód skierować się w stronę wyjścia.
Powiew chłodnego wiatru na twarzy był wspaniały. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu taksówki, kiedy jakiś mężczyzna podszedł do mnie. Wyglądał na czterdzieści lat. Był wysoki i szczupły, miał lekko zmierzwione czarne włosy i przyglądał mi się bacznie spod długich, niewiarygodnie długich rzęs.
- Panna Evelyn Konarska? – spytał uprzejmie nie zrywając kontaktu wzrokowego.
- Tak – odparłam ostrożnie. Pamiętałam nauki mamy. „Nie ufaj obcym”.
- Pani ciotka, Catherine, wysłała mnie, abym odebrał panią z lotniska.
Byłam lekko zdezorientowana. Nie miałam jednak powodu mu nie wierzyć. Podejrzewałam, że ciotka pokazała mu moje zdjęcie, stąd też wiedział jak wyglądam. Nie namyślając się długo podążyłam za nim. Zatrzymał się przy czarnym bmw, otworzył dla mnie drzwi i gestem wskazał miejsce.
Powoli wgramoliłam się do środka ciągnąć za sobą bagaże. Był to ekskluzywny samochód. Nie spodziewałam się, że Catherine jest bogata. Kiedy ostatni raz ją widziałam miałam 7 lat i z tego, co usłyszałam od mamy nie wiodło jej się w życiu najlepiej. Widocznie wszystko się zmienia.
Gdy ruszyliśmy spoglądałam na mijane domy i sklepy. Londyn był wspaniały, majestatyczny i już mnie zauroczył swoim niepowtarzalnym pięknem. Nigdy nie byłam zagranicą, więc wszystko, co się działo na zewnątrz, było dla mnie czymś nowym, ekscytującym. W ten sposób poznawałam inny świat i ludzi, którzy w nim żyli.
Okazało się, że ciotka mieszka w cudownej dzielnicy, Covent Garden. Już wiedziałam, że w wolnej chwili muszę się wybrać do teatru.
Nim się zorientowałam, stanęliśmy przed ogromnym domem zbudowanym w gotyckim stylu. Do wejścia prowadziły dwie, pięknie zdobione kolumny. Drzwi były dwa razy takie jak ja z kołatką przypominającą pysk jakiegoś drapieżnika. Byłam w szoku. Dom był ciemny i duży, czułam jakby przechodziły przeze mnie jakieś dziwne i nieznane prądy. Nie bałam się, tego byłam pewna. Ale rozmiary tej budowli i tajemnica, która niechybnie się w nim znajdowała, wywołały ciarki na mojej skórze.
- Zapraszam do środka - moje rozmyślenia przerwał mężczyzna, który miał "zaszczyt" mnie tu przywieźć. Poszłam w jego ślady. Jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi i wprowadził do środka. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Przestrzeń była niewyobrażalna. Sufit znajdował się w miejscu, gdzie wcześniej widziałam niebo. Ornamenty, które go zdobiły przyćmiewały wszystko, co kiedykolwiek widziałam. A to nie koniec. Schody prowadzące na górę, były zrobione z wiśniowego drewna, który znakomicie komponował z resztą domu. Dywan w kolorze krwistej czerwieni, nie kłócił się z mahoniową ścianą. Na każdej z nich znajdowały się obrazy, jak mniemam, znanych twórców. Szczególnie przeważali ekspresjoniści. Zauważyłam Van Gogha oraz Muncha. Byłam pod wrażeniem.
- Witaj Evelyn - głęboki głos ciotki dochodził od strony salonu. Spojrzałam w tamtym kierunku i zaniemówiłam. Catherine była piękna. Długonoga, brunetka o zielonych oczach. Wpatrywałam się w nią i nie wiedziałam, co powiedzieć. Miała na sobie lawendową sukienkę z głęboko wyciętym dekoltem. Poczułam się przy niej mała w swoim zielonym, znoszonym swetrze i spranych jeansach.
- Miło cię widzieć, ciociu.- Uniosła dłoń i przywołała mnie do siebie. Zanim do niej podeszłam, zauważyłam pierścionek z brylantem wielkości mojej pięści.
Przytuliła mnie do siebie delikatnie a zarazem mocno. Poczułam przyjemny zapach Chanel.
- John, pokaż Evelyn jej pokój. Zapewne jesteś zmęczona po podróży. Idź odpocznij, kolacja będzie o 19. Wtedy o wszystkim porozmawiamy. - Lekko zmarszczyła brwi i odwróciła się do kominka, w którym buchał ogień.
Mężczyzna przywołał mnie do siebie i zaczął wchodzić po schodach. Były one zakręcone w prawą stronę. Na górze znajdował się długi korytarz. Zauważyłam, że ciotka lubi kwiaty, szczególnie paprocie. A także malarzy. Korytarz rozciągał się w dwie strony, my poszliśmy w prawo. Duże dębowe drzwi prowadziły do mojego nowego pokoju. Otworzyłam je, nie wiedząc, czego mam się spodziewać, ale to, co zobaczyłam przeszło moje najskrytsze marzenia. Na środku stało ogromne łóżka z baldachimem. Delikatny materiał spokojnie spływał po jego brzegach. Wszystko było w kolorach błękitu i bieli. Firanki były długie, od początku okna do samej ziemi. Nad łóżkiem wisiały słoneczniki Van Gogha. Spodobało mi się to. Zaraz po wejściu zauważyłam drzwi po lewej stronie. Prowadziły one do mojej osobistej łazienki, która tak samo jak reszta była niewiarygodnych rozmiarów. Ustawiłam tam szybko swoje kosmetyki, przemyłam twarz i wróciłam do pokoju, aby rzucić się na łóżko. Było miękkie jak puch. Przyłożyłam głowę do poduszki i natychmiast zasnęłam. Ostatni obraz, jaki pamiętam to tykanie antycznego zegara, który wisiał nad drzwiami.
***
To tylko deszcz, powtarzałam sobie, gdy przestraszona otworzyłam oczy, aby zobaczyć skąd dochodził niepokojący dźwięk. Tylko deszcz. Postanowiłam więcej nie zadręczać się irracjonalnymi myślami. Londyn, z minuty na minutę, coraz bardziej rozmywał się przed moimi oczami. Stwierdziłam w duchu, że najwyższy czas, aby zejść na kolację. Szybko przebrałam się w czarne jeansy i szary sweter, zerkając przy tym, co chwilę na zegarek. Osiemnasta pięćdziesiąt pięć.
Gdy wyszłam na korytarz, niemal natychmiast usłyszałam rozmowy dochodzące z, jak mi się wydawało, salonu.
Pospiesznie zbiegłam ze schodów. Pierwsze, co zobaczyłam to tłum ludzi gromadzący się przy ciotce Catherine. Było ich tylu, że zaniechałam liczenia. Posłałam pytające spojrzenie do mojej gospodyni. Najwyraźniej zrozumiała moje zażenowanie, uśmiechnęła się i kiwnęła głową, abym podeszła. Czułam się głupio. Wydawało mi się, że będzie to zwyczajna kolacja a nie bankiet! Otaczali mnie kręgiem przyglądając się przy tym z zaciekawieniem. Przez moment pomyślałam, żeby jak najszybciej stamtąd uciec, zaszyć się w pokoju z dala od ich pięknych twarzy. Wszyscy zebrani byli nad podziw urodziwi. Skala wiekowa wahała się między dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia.
Przecisnęłam się przez tłum i stanęłam naprzeciw Catherine.
- Moi drodzy, mam zaszczyt przedstawić wam moją siostrzenicę Evelyn – zaczęła, dłonią uciszając zebranych. Z twarzy nie schodził jej uroczy uśmiech podkreślający dołeczki w policzkach. – Przyjechała do mnie aż z Polski. I mam nadzieję, że zabawi tutaj dłuższy okres, niż 6 miesięcy. – mrugnęła do mnie wymownie. A więc zostałam przedstawiona. Po kilku minutach miałam dość opowiadania o sobie. Traktowali mnie jak największą atrakcję sezonu. Rozpytywali o mój kraj, zainteresowania, poglądy na temat polityki i mody. Najchętniej uciekłabym gdzie pieprz rośnie, ale nie chciałam przynieść wstydu ciotce. Więc robiłam dobrą minę do złej gry i każdemu z osobna tłumaczyłam, z jakiego powodu się tu znalazłam. W tym momencie cieszyłam się, że pilnie studiowałam język angielski i potrafiłam się z nimi porozumieć. Gdy natłok ich pytań był nie do zniesienia, z opresji wyratował mnie lokaj, który oświadczył, że kolacja została podana.
Wszyscy zwartym szeregiem udali się do jadalni. Na środku stał ogromny stół, suto nakryty wszelkiego rodzaju jedzeniem, począwszy od nadziewanego kurczaka po sałatki. W kieliszkach znajdowało się czerwone wino. Ciotka wskazała mi miejsce na drugim końcu stołu. Po mojej prawej stronie usiadła przemiła starsza pani – Madeline Townsend, zaś z prawej jej ukochany wnuczek Nathaniel.
- A więc co cię tutaj sprowadza? – spytał mnie znienacka. W pierwszej chwili myślałam, że łyżka z jedzeniem wypadnie mi z ręki. Szybko się jednak zreflektowałam i posłałam mu jedno z moich uroczych spojrzeń.
- Chęć zarobku, oczywiście. Studia nie są tanie.
Zdziwił się. Pomyślałam, że nie muszę mu zdradzać nic więcej. Przez chwilę tępo wpatrywał się w swój talerz.
- Czy mogłabyś mi coś opowiedzieć o swoim kraju? – Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Zastanowiłam się nad odpowiedzią.
- Cóż, Polska jest bardzo piękna, ma swój niepowtarzalny urok. Dużo niesamowitych krajobrazów i miejsc, które warto zwiedzić. – Wspomnienia pochłonęły mnie bez reszty. Nathaniel to zauważył i nie przerywał mi, wręcz odwrotnie, słuchał w maksymalnym skupieniu. – Zresztą, tego nie da się ot tak opisać, to trzeba zobaczyć. – Myślałam, że ucięłam ten temat.
- Tęsknisz za rodziną?
- Nathanielu, jestem tu nie całe pięć godzin. Jeszcze nie zdążyłam.
Rozejrzałam się po sali. Dopiero teraz zauważyłam, że jedno miejsce, po prawej stronie Catherine, stoi puste. Goście rozmawiali w najlepsze. Wzięłam duży łyk wina. Gdy płyn przeszedł przez gardło, poczułam miłe ciepło rozchodzące się po ciele.
Zaczęłam się zastanawiać nad realiami mieszkania tutaj. Skąd w tych ludziach tyle optymizmu i radości? Wszyscy wyglądali na usatysfakcjonowanych swoim życiem.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie zwracałam uwagi na to, kto raczył przybyć. Za oknem panowała niczym niezmącona cisza. Deszcz ustał.
Po chwili usłyszałam głos ciotki, która ze śmiechem witała nowego gościa. Spojrzałam w tamtą stronę. Mężczyzna delikatnie przytulał Catherine do siebie. Pocałował ją w obydwa policzki i powiedział do niej coś nad wyraz zabawnego, gdyż po przyjacielsku klepnęła go w ramię. Na jej twarzy wykwitł krwisty rumieniec. Zaczęłam się zastanawiać, kim jest ów gość. Poczułam szybsze bicie serca. Mężczyzna wydawał się być osnuty jakąś tajemnicą, biła od niego siła i męskość. Jeszcze za nim się odwrócił twarzą do mnie poczułam uczucie deja vu. Czemu? Zrozumiałam po paru sekundach. Ów przybysz był mężczyzną ze snu.
Pół minuty zajęło mi dochodzenie do siebie. Nie mogłam oddychać, serce prawie nie wyrwało się z piersi a ręce drżały jak osiki. Spojrzałam w jego twarz. Nasz wzrok skrzyżował się. Te same brązowe oczy, w których wcześniej kryła się pustka, teraz spoglądały na mnie drapieżnie. Czarne włosy w żaden sposób nie dały się ułożyć, prawie każdy kosmyk sterczał w inną stronę.
Zdążyłam zaobserwować, że wygląda lepiej niż we śnie. Szerokie barki, i jak mniemam, umięśniony tors, czyniły z niego kogoś na wzór greckich bogów – idealne proporcje i przystojna twarz. Taksowałam go od góry do dołu nie wstydząc się tego. Dopiero, gdy zauważyłam, że na jego ustach wykwitł ironiczny uśmiech, spłonęłam rumieńcem. Odwróciłam wzrok i marzyłam, aby Nathaniel zaczął rozmowę.
- Kim on jest? – spytałam go, gdy nieznajomy zasiadł do stołu i nie wywoływał już gorętszych reakcji.
- To James Morgan. Najlepsza parta w mieście. Zresztą sama widzisz, przystojny i bogaty. – mruknął i szybko zmienił temat. Jednak nie słuchałam go. Chciałam się więcej dowiedzieć na temat przybysza.
- Znasz go?
- Osobiście nie, ale słyszałem o nim parę historii. Nie jest to partia dla ciebie. – stwierdził rzeczowo, jakby dokładnie wiedział, co mi jest w życiu potrzebne.
- Historii? To znaczy, jakich? – moja ciekawość była nieposkromiona.
- No wiesz… Był zamieszany w jakieś tam sprawy, z tego, co wiem oczywiście.
Tak, tak, wiedziałam. Osoba Jamesa nie dawała mi spokoju. Czemu pojawił się w moim śnie? Wymyśliłam go? Jak to się stało? Było tyle pytań, na które chciałam uzyskać odpowiedź.
- Czym się zajmuje?
- Ma firmę sprzedającą nieruchomości. Odziedziczył ją po ojcu. W wieku 25 lat jest jednym z najbogatszych ludzi w Anglii. Nie musi nic robić, ludzie na niego zarabiają. – Ton oskarżenia w jego głosie wzbudził we mnie czujność.
Jak na razie nic więcej nie musiałam o nim wiedzieć. Uśmiechnęłam się do Nathaniela i podziękowałam za informację. Zegar wybijał 21. Poczułam się trochę zmęczona, a więc przeprosiłam gości i wstałam, kierując się do wyjścia. Nie zauważyłam nogi od krzesła i potknęłam się. Gdyby nie szybki refleks Jamesa niechybnie znalazłabym się na ziemi, robiąc z siebie pośmiewisko.
Dotknięcie jego dłoni wywołało we mnie dziwne emocje. W mojej głowie zaczęły błąkać się irracjonalne obrazy, zdarzenia, o których nigdy nie słyszałam. Widziałam kobietę biegnącą przez las. Co chwila potykała się o wystające z ziemi gałęzie. Cała jej istota wyrażała strach. Co chwila oglądała się za siebie. Obraz umknął i pojawił się kolejny. Basen – i nagle wszystko się urwało.
Poczułam jakbym coś straciła, nieodwołalnie.
James zerknął na mnie zdziwiony. Szybko puścił moją dłoń i jak gdyby nigdy nic wrócił do rozmowy toczącej się przy stole. Nie czekając na nic popędziłam do swojego pokoju. Na plecach nadal czułam jego natarczywy wzrok.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Corny dnia Pią 16:35, 03 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aryaa
Nowy
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szczecin Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:41, 02 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Chyba wiesz, że możesz pozmieniać imiona głównych bohaterów na: Bella, Edward oraz Jacob i już mamy nową historię na ts. (przepraszam, ale wszytko na samym początku rozpatruję w tej kolejności )
Kurcze, podoba mi się. Rozumiem, że będzie to romans, ale zaintrygował mnie motyw... nie wiem jak to nazwać... więzi metafizycznej?
No i imię głównego bohatera. James. Mam sentyment do tego imienia. Podoba mi się kreacja bohaterów w tym utworze.
Chciałabym doczekać się kontynuacji.
Corny napisał: | Ów przybysz był mężczyzną ze snu. |
nieeee...
EDIT by R.: A tak konkretniej to, co myślisz?
EDIT: Napisałam, że mi się podoba, że zainteresowała mnie więź metafizyczna i podoba mi się kreacja bohaterów w tym utworze. Rozumiem, że niewystarczająco jasno napisałam o tym, co myślę o tym opowiadaniu. Bawi mnie wasza konstruktywność na siłę. Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aryaa dnia Sob 10:45, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzielec
Młody Pisarz
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 135
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z różowego flakonika Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:36, 03 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Cytat: | Od urodzenia mieszkałam w Polsce, małej miejscowości zwanej Wolin. |
Wychodzi na to, że Polska to miejscowość xD
Cytat: | Myśl o podróży, gdzieś gdzie marzyłam, aby się znaleźć była wpisana w mój całodzienny grafik. |
To zdanie jest tragicznie zbudowane. Można to zrobić na milion sposobów, np.:
Wciąż myślałam o podróży. Marzenie o niej było stałym punktem w codziennym grafiku.
Cytat: | Jednak w momencie, gdy weszłam na ścieżkę prowadzącą do lasu, wszystkie myśli odpłynęły w dal. |
W momencie, w którym, a nie gdy.
Cytat: | Myślałam, że to przez mój wyjazd. Nigdy nie chciała mnie opuszczać, nawet na krótki okres. |
Ten okres nie brzmi przyjemnie. Lepszy byłby czas.
Cytat: | Czasami było to wręcz przyjemne, czasami denerwujące. |
Lepiej byłoby na odwrót.
Czasami było to przyjemne, a innym razem wręcz denerwujące.
Cytat: | - Dobrze, niedługo wracam – rozłączyłam się i zaczęłam wracać do domu. |
Zgrzyta.
(…) i zaczęłam zmierzać w stronę domu.
?
Cytat: | W myślach wyobrażałam sobie jak to będzie. |
Piękny przykład pleonazmu xD. Nie wyobrazisz sobie niczego fizycznie. Wyłącznie w myślach. Nie ma sensu powtarzać.
Cytat: | Anglia, Londyn, czy uda mi się tam zaaklimatyzować? |
Anglia. Londyn. Czy uda mi się tam zaklimatyzować?
Nie ma sensu na siłę budować długich zdań.
Cytat: | Widok magnolii i wyczekującej w oknie matki przypomniał mi chwilę dzieciństwa. |
(…) przypomniał mi dzieciństwo.
Albo.
(…) przypomniał mi chwil[b]e[/u] z dzieciństwa.
Wspomnienie jednej chwili sugeruje, że zaraz cofnie się wspomnieniami do jakiegoś momentu ze swojego dzieciństwa.
Cytat: | W oka mgnieniu byłam gotowa na przygodę swojego życia. |
W okamgnieniu piszemy razem.
Cytat: | Usłyszałam, że ktoś za mną stoi. Gdy się odwróciłam stałam twarzą w twarz z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałam. |
Pomijając to, że olałaś czas … xD
Może po prostu:
Usłyszałam, że ktoś za mną był.
Cytat: | Nienawidziłam latać. Już. Szczególnym wstrętem, oczywiście oprócz mojego lęku wysokości, napawały mnie stewardessy chodzące w przydużych bluzach i z wymuszonymi uśmiechami na twarzy. |
Nie pojmuję w jakim celu jest to już.
Cytat: | Żyłam w swoim, małym świecie, w którym było mi zdecydowanie wspaniale. |
Albo zdecydowanie dobrze, albo wspaniale. Co za dużo to niezdrowo.
Cytat: | Tłum był zbyt duży i ściśnięty w sobie, abym mogła bez przeszkód w kilka chwil przez niego przebrnąć. |
Że przepraszam, w czym był ściśnięty?
Cytat: | Zatrzymał się przy czarnym bmw, otworzył dla mnie drzwi i gestem wskazał miejsce. |
Ja wiem, że się nie znam i w ogóle, ale BMW nie pisze się wielkimi literami? Poza tym:
(…) otworzył mi drzwi (…)
Cytat: | Gdy ruszyliśmy spoglądałam na mijane domy i sklepy. |
Jak ruszali to za wiele tych domów nie mijali.
Gdy jechaliśmy (…)
Jeżeli już.
Cytat: | Londyn był wspaniały, majestatyczny i już mnie zauroczył swoim niepowtarzalnym pięknem. |
Ałć.
Z tym majestatycznym to nie przesadzałabym. Używanie wielkich słów wymaga okoliczności, których tutaj brak. Zdanie musiałoby być inaczej skonstruowane.
Poza tym to już też nie na miejscu. Czas, czas i jeszcze raz czas.
Niepowtarzalne piękno? Strasznie to kolokwialne, biorąc pod uwagę, że mówimy o mieście.
Cytat: | Okazało się, że ciotka mieszka w cudownej dzielnicy, Covent Garden. |
Czas.
Cytat: | Ale rozmiary tej budowli i tajemnica, która niechybnie się w nim znajdowała, wywołały ciarki na mojej skórze |
Ałć dwa.
To już prędzej bezsprzecznie.
Cytat: | Schody prowadzące na górę, były zrobione z wiśniowego drewna, który znakomicie komponował z resztą domu. |
(…) miały kolor wiśni, który znakomicie komponował z resztą domu.
Albo:
(…) były zrobione z wiśniowego drewna, co znakomicie komponowało z resztą domu.
Cytat: | Dywan w kolorze krwistej czerwieni, nie kłócił się z mahoniową ścianą. Na każdej z nich znajdowały się obrazy, jak mniemam, znanych twórców. |
(…) nie kłócił się z mahoniowymi ścianami. Na każdej z nich (…)
Again: czas.
Cytat: | Zauważyłam, że ciotka lubi kwiaty, szczególnie paprocie. A także malarzy. |
Malarstwo, a nie malarzy xD Bo to brzmi, jakby zobaczyła tłumek nagich facetów z pędzlami w łapach wychodzących z ciocinej sypialni.
Cytat: | Na środku stało ogromne łóżka z baldachimem. |
Łóżko.
Chociaż ja preferowałabym łoże.
Cytat: | Wszystko było w kolorach błękitu i bieli. Firanki były długie, od początku okna do samej ziemi. |
Ups.
Cytat: | Prowadziły one do mojej osobistej łazienki, która tak samo jak reszta była niewiarygodnych rozmiarów. |
Reszta, czego?
Cytat: | Ostatni obraz, jaki pamiętam to tykanie antycznego zegara, który wisiał nad drzwiami. |
Zasadniczo tykanie to dźwięk, a nie obraz.
Cytat: | Traktowali mnie jak największą atrakcję sezonu. |
Bardziej wieczoru niż sezonu.
Cytat: | Po mojej prawej stronie usiadła przemiła starsza pani – Madeline Townsend, zaś z prawej jej ukochany wnuczek Nathaniel. |
Chwila, chwila. Średnia wieku między dwudziestym piątym a czterdziestym rokiem życia, tak? To czterdziestolatkę nazywasz starszą panią?
Cytat: | - Czy mogłabyś mi coś opowiedzieć o swoim kraju? – Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. |
O rzesz, Badwardzie najdroższy! Pantałyk?!
Yyyyy… Dziwne to, to. Cały wieczór wszyscy wypytują ją o Polskę i nagle jakiś wnuczuś, jakiejś babci pyta ją o to po raz kolejny, a ona zagłębia się we wspomnieniach… Ja bym odpadła.
Cytat: | Na jej twarzy wykwitł krwisty rumieniec. |
Łał. Ostra ciocia. Nie przesadzajmy.
Cytat: | Poczułam szybsze bicie serca. Mężczyzna wydawał się być osnuty jakąś tajemnicą, biła od niego siła i męskość. |
Pomijając już to powtórzenie… Poczuła szybsze bicie serca? A nie można było po prostu napisać, że jej serce zaczęło mocniej bić?
Cytat: | - Osobiście nie, ale słyszałem o nim parę historii. Nie jest to partia dla ciebie. |
Primo: parę zdań wcześniej mówisz, że to najlepsza partia w mieście, więc – nie nadużywaj określeń, nie twórz nowych pantałyków.
Secundo: gdyby do mnie ktoś tak powiedział, zaczęłabym się pluć, a nie dalej grzecznie wypytywała.
Dobrze zaczęłaś, ale z każdym zdaniem coraz bardziej się pogrążałaś. Początkowo miałam ochotę popukać się w głowę, gdy przeczytałam, że jej ciotka mieszka w gotyckim zamku, ale po chwili to uczucie znikło bezpowrotnie. Lubię Twój styl, ale to opowiadanie jest bardzo surowe i jeszcze bardziej niedopracowane. Mam ochotę dać Ci w rączkę długopis i kazać poprawiać dopóki nie będzie lepiej. A dlaczego? Bo ten tekst ma potencjał. Jest pomysł i to całkiem niezły, jak mniemam na podstawie tego, co udało mi się przeczytać, ale wykonanie leży i kwiczy. Normalnie pewnie nie czepiałabym się aż tak, ale wiem, na co się stać, więc postuluję o poprawę.
Naprawdę widać, że powstało to daaaawno temu. Czytając Twoje ostatnie teksty widzę poprawę i jestem z tego zadowolona, a teraz nagle każesz cofać mi się do tego, co było, a nawet jeszcze dalej, więc poczułam się oszukana, w pewnym stopniu. Rozumiem, że forum trzeba rozkręcić, ale dla siebie przy okazji też coś zrobić można. A, co Ty możesz zrobić? Przysiądź nad tym. Bo to boli, jak Badwarda kocham.
I ten pantałyk… ^^
Rozbawiłaś mnie do łez.
Rud.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|